Obudziłam się jak zwykle około
siódmej rano. Wykonałam poranne czynności i poszłam do salonu.
Będąc już na miejscu przywitałam się z Rosalette i Raven, a
następnie udałam się do części kuchennej, by przygotować sobie
śniadanie. Szybko zrobiłam sobie dwie kanapki i herbatę. Wzięłam
swój posiłek i usiadłam obok dziewczyn.
-Kiedy zaczynamy mój trening?-
zapytałam siostry
-Jak najszybciej się da. Nie możemy
przekładać go w nieskończoność, bo w końcu się nie wyrobimy i
może być za późno...- odpowiedziała Raven.
-To prawda. Urodziny miałaś cztery
miesiące temu, więc zostało ci tylko osiem na przygotowania, a to
mało czasu. - wtrąciła się Rosalette
-Wiem... - szybko dojadłam śniadanie,
wypiłam herbatę do końca i puste naczynia postawiłam w zlewie.
-Jeżeli chcesz, to możemy zaczynać –
powiedziałam.
Raven kiwnęła głową. Zaprowadziła
mnie na dach, bo tak jak powiedziała, tam lepiej się trenuje.
Rosalette poszła z nami, ponieważ była ciekawa jak będą
wyglądały nasze ćwiczenia. Usiadłyśmy po turecku.
-Zaczniemy od medytacji. Musisz być
skupiona, by nie stracić kontroli nad mocą, albo nawet ciałem.
Spróbuj unieść się trochę nad ziemią i powtarzaj za mną:
„Azatarh, Metrion, Zinthos” - zakomunikowała Raven.
Zrobiłam o co mnie prosiła.
-Oczyść umysł. Nie myśl o niczym –
usłyszałam głos siostry w mojej głowie. Najwidoczniej używała
telepatii.
Starałam się wykonywać to jak
najlepiej. Nie chciałam stracić kontroli, więc musiałam być
maksymalnie skupiona. Zaczęłam medytować. Słyszałam jedynie szum
oceanu, śpiew ptaków i „Azarath, Metrion, Zinthos”, które
wypowiadałam co chwilę z siostrą.
Po jakiejś godzinie usłyszałam jak
drzwi na dach się otwierają, a na zewnątrz weszło kilka osób. Po
głosach poznałam, że to Raito, Destiny, Robin, Gwiazdka i Cyborg.
Najwyraźniej Jarek i Bestia jeszcze spali. Ktoś z obecnych do mnie
podszedł. Miałam zamknięte oczy, więc nie widziałam kto to. Po
chwili dowiedziałam się kim był. To Raito.
-Długo już medytujecie?- zapytał
Otworzyłam jedno oko i uśmiechnęłam
się do niego lekko, a tem cmoknął mnie w policzek. Trochę się
zarumieniłam.
-Dopiero godzinę.- odpowiedziała
Raven
-Hmm... A może pójdziemy dzisiaj do
parku na piknik? Co wy na to, przyjaciele?- zapytała Gwiazdka, która
nie wiadomo kiedy znalazła się obok nas.
-Star dobrze mówi. W parku też
będziecie mogły medytować. W końcu w wieży nie ma co robić
oprócz telewizji i gier wideo.- rzekł Robin
-No ostatecznie możemy tam pójść –
zadecydowała Rae
-To teraz trzeba obudzić tych dwóch
śpiochów... Kto to zrobi? - zapytałam
Nikt nie podniósł ręki. Najwyraźniej
byłam na to skazana od samego początku.
-Ech... To ja pójdę ich obudzić....
- stwierdziłam z niesmakiem i wstałam
-Mogę ci pomóc jak chcesz -
zaproponował Raito na co uśmiechnęłam się lekko i przytaknęłam.
My poszliśmy zrobić swoje, a reszta
postanowiła przygotować kosze na piknik. Kilka minut później
staliśmy przed pokojami chłopaków. Ja postanowiłam obudzić
Jarka, a Raito Bestię. Weszłam do pokoju brata, a mój (już)
chłopak do „jaskini” Zielonego.
Stanęłam obok łóżka Jarka i
zastanowiłam się: „Jak obudzić tego śpiocha...?” Postawiłam
na tradycyjny sposób, czyli szturchałam go i mówiłam żeby się
obudził. Nie podziałało. Spróbowałam głośniej, czyli
wrzasnęłam mu do ucha. Jarek tylko mruknął coś pod nosem,
odwrócił się na drugi bok i dalej spał.
-Ugh... To będzie trudniejsze niż
myślałam... - powiedziałam do siebie.
Próbowałam jeszcze innych sposobów,
ale żaden nie podziałał.
-Ech.... Najwyżej nie pójdzie z nami
na piknik...
Jarek gwałtownie się podniósł przy
okazji prawie przyprawiając mnie o zawał.
-Idziemy na piknik?! - wrzasnął
Przez chwilę stałam i patrzyłam na
niego zdezorientowana.
-Ty tylko udawałeś?! - krzyknęłam
po jakimś czasie zdenerwowana
Jarek tylko uśmiechnął się głupio
za co walnęłam go poduszką w głowę. Spiorunowałam go wzrokiem,
powiedziałam żeby się ubierał i wyszłam. Raito zresztą czekali
już w salonie.
-Co tak długo? - zapytał czerwonooki
-Mój drogi braciszek chciał mnie
wkurzyć i udawał, że śpi... A ty jak obudziłeś Bestię? -
zadałam pytanie
-Prościzna... Po prostu zabrałem mu
zapas tofu spod łóżka, na co zareagował automatycznie. Mało mnie
nie zgniótł w postaci słonia....! - stwierdził chłopak
-No co? Myślałem, że to złodziej! -
wtrącił swoje „trzy grosze” Bestia
Klepnęłam się w czoło w geście
rezygnacji. Nagle usłyszeliśmy głos Robina, który informował
nas, że wszystko jest już gotowe i możemy iść. Wzięłam ze sobą
koc i ruszyliśmy do parku.
Jakiś czas później byliśmy na
miejscu. Rozłożyłam koc na trawie w cieniu i usiadłam na nim.
Raven dosiadła się do mnie, a reszta natomiast postanowiła pograć
w piłkę nożną. Rachel wyjęła książkę i zaczęła czytać. Ja
natomiast postanowiłam jeszcze trochę pomedytować. Usiadłam po
turecku, uniosłam się lekko nad ziemię i skupiona zaczęłam
powtarzać „Azarath, Metrion, Zinthos”. Trenowałam jakieś
piętnaście minut, gdy nagle usłyszałam krzyki przyjaciół i...
dostałam piłką w głowę. Z powodu, że siedziałam do nich tyłem,
odwróciłam się powoli w ich stronę, uniosłam lekko brew i
spytałam:
-Kogo to sprawka...?
Wszyscy spojrzeli na Jarka, co też
zrobiłam ja. Brat uśmiechnął się głupio jak zawsze, gdy coś
nabroił. Westchnęłam i za pomocą mocy chlusnęłam go wodą po
twarzy. Uśmiechnęłam się lekko.
-To był pierwszy i ostatni raz.. -
powiedziałam nadal uśmiechnięta i wróciłam do medytowania, a
reszta do meczu.
Nawet się nie spostrzegłam jak minęły
dwie godziny. Poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu.
To był oczywiście Raito. Przerwałam moje dotychczasowe zajęcie i
spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę co
odwzajemnił.
-Nie jesteś głodna? - zapytał
-Troszeczkę – odparłam
-No to chodź – powiedział i
poprowadził mnie na sąsiedni koc, gdzie wszyscy czekali na mnie bym
do nich dołączyła i coś zjadła.
Usiadłam pomiędzy Raito, a Destiny.
Wszyscy zabraliśmy się za jedzenie przygotowanych wcześniej
kanapek.
Popołudnie minęło nam całkiem
spokojnie. Nie było żadnego wezwania i mogliśmy relaksować się w
promieniach słońca.
***
Następne dni niewiele różniły się od poprzednich. Wezwania na
misje były rzadko, lecz Robin tak czy siak urządzał treningi. Nie
dziwiłam mu się. Zło mogło zaatakować w każdej chwili.
Codziennie miałam złe przeczucie, że przed moimi urodzinami coś
się stanie i najwyraźniej tak będzie...
Hej ludzie!!! Wracam po dłuuuugiej
przerwie. Strasznie was za to przepraszam, ale niestety miałam
„krótki” szlaban na internet. Jak wiele za dwa miesiące koniec
roku i trzeba się uczyć żeby poprawić niektóre oceny, co w moim
przypadku tyczy się historii -_-. Co do rozdziału... Wiem, że
krótki i nudny, ale nie miałam na niego pomysłu.
Pozdrawiam was i obiecuję nadrobić
zaległe rozdziały na waszych blogach ;)
A jednak jesteś, cieszę się bardzo ^^. Dobrze, że przynajmniej jest rozdział. I życzę powodzenia z historii
OdpowiedzUsuńRównież cieszę się z Twego powrotu. Rozdział bardzo spokojny, ale to chyba uzasadnione, szkoła nam nie sprzyja.
OdpowiedzUsuńTo chyba tyle, nie wiem za bardzo jak skomentować. Czekam na rozwój wydarzeń i powodzenia z tą nieszczęsną historią.
Z rozdziału na rozdział to opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga i powiem Ci, że nawet cieszę się, że jest o innej tematyce (w sensie nie Fairy Tail), bo chciałam poszukać czegoś nowego i lepszego, a Ty mi to zagwarantowałaś za co jestem Ci bardzo wdzięczna :*
OdpowiedzUsuń